Biography
Born 1975 in Zürich. Lives in Zürich. Plays all around Europa. Groups: Anna & Stoffner, Stoffner & Lovens, Anna Frey & Flo Stoffner Duo, Butcher/Stoffner/Corsano Trio, Stoffner/Koch Duo, Stoffner/Cirera Duo
Played with: Hans Koch, John Butcher, Evan Parker, Kidd Jordan, Dewey Redman, Ellery Eskelin, Joe Lovano, Christoph Erb, John Edwards, Lionel Friedli, Flo Götte, Anna Frey, Vincent Membrez, Harald Haerter, Lukas Mantel, Chris Corsano, Albert Cirera, Fred Lonberg-Holm, Carlos Zingaro, Joao Madeira, Vasco Trilla, Don Malfon, Rudi Mahall
Reviews
15. Februar 2018 citizenjazz.com
Auteur d’un solo remarqué il y a quatre ans, le guitariste zurichois Florian Stoffner, par ailleurs membre de l’orchestre de Manuel Mengis, propose une rencontre avec deux improvisateurs allemands renommés, qui s’étale entre Zürich et Lisbonne au mois d’avril 2016. Le batteur Paul Lovens et surtout le clarinettiste basse Rudi Mahall sont des compagnons à sa mesure pour des discussions au long cours : Lovens a forgé sa réputation auprès d’Alexander Von Schlippenbach dans un rôle de rythmicien hors pair. Ici, il est un créateur aride, double agressif d’une guitare électrique qui joue plus sur la sécheresse que sur l’explosivité. Quant à Mahall, issu de la même famille de musiciens que Lovens, la densité et l’enchevêtrement du jeu en font une pointe du triangle, absolument libre de faire parler le cri mais aussi le ronflement et les slaps très secs. Un façon de donner vie à une musique taciturne, voire rugueuse (« Freund »).
D’ailleurs, c’est la clarinette qui insufflera une énergie nouvelle aux prémices de « Der », déliant au fur et à mesure la batterie et la guitare et proposant un embryon de mélodie, vite entamé par une guitare subitement devenue tranchante. C’est la leçon de ce long morceau où tout se joue : peu importe l’instigateur, c’est l’élan collectif qui donne l’impulsion et la maintient en vie. Lorsque, après un léger flottement, le mouvement redémarre, ce sont les cymbales de Lovens qui sont en pointe. Il cède bientôt sa place aux craquements des cordes de la guitare qui ouvrent la porte à une sorte de fourmillement dans l’infiniment petit ; un changement de dimension qui montre que tout palpite dans cette rencontre intense.
Mein Freund der Baum signifie « Mon ami l’arbre », et c’est vrai qu’il y a quelque chose de végétal dans cet album qui sent l’humus autant que le soufre. Si l’ami du trio est un arbre, classons-le plutôt du côté des bois enchantés, et doués d’une certaine conscience. Une forêt qui palpite, emplie de sève généreuse et nourrissante. Il n’est pas anodin que « Baum » se révèle le titre le plus remuant, comme si la masse raboteuse prenait instantanément vie, entre la sonnerie du métal et le crissement du bois. Si Stoffner semble parfois en retrait, c’est qu’il effectue un nécessaire travail de liant. C’est la nervure de la feuille qui transmet l’énergie et permet de faire bruisser un tronc gigantesque qui prend racine dans la meilleure des musiques improvisées.
Flo Stoffner/Paul Lovens/Rudi Mahall - Mein Freund der Baum (Wide Ear Records, 2017) ****
By Martin Schray
When I recently talked to legendary German free jazz drummer Paul Lovens he told me that he had a new project with clarinetist Rudi Mahall (they both know each other from the Globe Unity Or- chestra) and Swiss guitarist Flo Stoffner, a man who’s relatively new on the improv scene. I came across him only this year at the Zurich Intakt Festival when he played a very good duo set with Evan Parker. Lovens has a high opinion of Stoffner and said that he was a musician who’s up and coming.
Stoffner is a promising musician indeed. He says that he’s influenced by guitarists like Jimi Hend- rix, Bill Frisell and John Scofield, but his style rather reminds me of Derek Bailey or Olaf Rupp. Unlike many people he thinks that there’s a lot to discover on this instrument, there were still new fields worth to be explored. His playing is lean instead of offensive and boisterous, he uses precise little melodic fragments here and there. In this trio he foils Mahall’s swinging with very clear reduc- tionism.
Mein Freund Der Baum (My Friend the Tree) is reminiscent of a collage - sound snippets are taken out of contexts, they’re rearranged, just to be rejected, changed, and rearranged again. The music constantly shifts and fractures. The result is a fragmented, diverging, only seeming chaos on the one hand, but it’s actually a perfect piece of work on the other. Blurred and smudged sounds, disgorged and pulled, compete with abstract blues riffs á la Captain Beefheart as if marbles were rolling down a street paved with strings. The music’s a gigantic in-and-out breathing, a permanent stop and go. Paul Lovens is the key figure to me, his accurate tidal-wave-like attacks, which oppose his sublime bevy of percussive clatter, force Mahall and Stoffner into new, surprising dynamic contexts.
Finally, Rudi Mahall is excellently attuned to his band mates. There’s a passage towards the end of “Mein”, which is characteristic for the trio’s music: Lovens delivers an almost steady beat, Mahall responds to the phrasings of the guitar, matching Stoffner’s chopped and scraping notes with a se- ries of squeaky high clarinet tones. The effect is interesting, at times it’s like friends discussing a complex problem, enthusiastic, reflective and pointed.
The album resembles a chamber-music-like update of the Evan Parker/Derek Bailey/Han Bennink album The Topography of the Lungs, reflecting this cutting edge free improv classic’s ultra-concen-
trated force and controlled energy. It’s full of excellent musicianship and unexpected twists and turn. Really recommended.
Mein Freund Der Baum is available on CD. You can buy it from http://www.wideearrecords.net
spontaneousmusictribune Januar 2018
Florian Stoffner/ Paul Lovens/ Rudi Mahall Mein Freund Der Baum (Wide Ear
Records, 2017)
Jakże frapujące spotkanie trzech pokoleń europejskich improwizatorów! Weteran
sceny, perkusista zacny i wielbiony, Paul Lovens na małym drumsecie, Rudi Mahall
na klarnecie basowym, no i najmłodszy w tym gronie, szwajcarski gitarzysta Florian
Stoffner. Płyta Mein Freund Der Baum konsumuje w sobie dwa koncerty tria z
kwietnia 2016 roku. Łącznie godzina zegarowa muzyki, cztery części. Panowie
zagrają – cytuję za okładką płyty - Composed Free Improvisations.
Zürich. Od startu gitara Floriana (z prądem!) zacina bardzo baileyowsko, palce
muzyka ślizgają się po strunach, robią pętle i stawiają zasieki, wchodzą w krótkie
utarczki słowne z klarnetem basowym. Lovens, wiadomo, mistrzowsko czyni swoją
powinność. To improwizator, który lubi ochłapy rytmu i energii rocka, wpychać
pomiędzy szprychy dalece swobodnej improwizacji. Klarnet Mahalla – też bez
zaskoczenia – preferuje mikro melodie, sprytne, taneczne synkopy, modulowane
kipiącym z każdej części ciała muzyka dobrym humorem. Narracja upstrzona jest
krótkimi eskalacjami, które oddzielają wielominutowe, spokojne, acz niepozbawione
elementów konfrontacji, przebiegi improwizacji. Stoffner, najbardziej aktywny na
scenie, wciąż szuka na gryfie gitary nowych rozwiązań, bez ustanku stara się
zaskakiwać starszych partnerów rozwiązaniem dramaturgicznym, techniką
artykulacji, czy szalonym pomysłem w stylu a może jednak zagram w ten sposób.
Eksploduje pomysłami na molekularne incydenty wyzwolonej improwizacji
(recenzent nie potrafi odnaleźć w tych wyczynach wątku composed). Każdy z
muzyków snuje jakby swoją odrębną opowieść, jakkolwiek ilość punktów stycznych
i interakcji zadowolić może najbardziej wybrednego słuchacza. Muzycy są stale
aktywni, ciągle proponują nowe rozwiązania, a ilość ekspozycji solowych przyjmuje
na stałe wartość zerową.
Lisbon. Pięć dni później. Początek dynamiczny, wręcz skoczny (ach, ten Rudi!).
Gitarowe zawijasy Floriana, jego podstępna nadpobudliwość, potrafią jednak
hamować temperament Ojca i Dziadka. Ciekawy pasus – Rudi i Paul grają call &
responce, podczas gdy Florian wypełnia cały środek narracji separatywną,
wielowątkową powieścią kryminalną! Świetnie się to czyta! Jego niebywałe pomysły
narracyjne, przedziwne figury stylistyczne są solą tej improwizacji. Tak,
zdecydowanie Derek Bailey może już odpoczywać w spokoju! Uczeń jest nad
wyraz pojętny i wyjątkowo kreatywny! W 12 minucie muzycy ekstatycznie schodzą
w obszar ciszy. Modulowana gitara snuje się po ścianach i onirycznie wyje do
księżyca. Klarnet śpiewa swoje piosenki, lubi dąć w wysoki rejestr. Drumset czyni
cuda na talerzach. Wyklucie się z tego pata narracyjnego błyskotliwej eskalacji, to
jeden z najlepszych momentów tej dalece wartościowej płyty. Introdukcja ostatniego
odcinka pachnie hymnicznym Aylerem. Mistrzowski komentarz gitary! 7 minuta, to
przykład perfekcyjnej kooperacji wewnątrz trzyosobowego ciała muzycznego.
Wszystko tu do siebie pasuje, aż miło! Tuż potem największy galop na płycie, który
tradycyjnie urywa się po kilkudziesięciu sekundach. Na finał oniryczne interludium,
po którym muzykom pozostaje już ostatni szczyt do pokonania!
Le son du grisli 3 Nantes Dezember17
RUDI MAHALL
FLORIAN STOFFNER
PAUL LOVENS
MEIN FREUND DER BAUM
WIDE EAR 2017
« All pieces are composed Free Improvisations
», peut-on lire au dos du disque Mein
Freund der Baum. Peut-être est-ce la raison
pour laquelle on y retrouvera un Rudi Mahall
inspiré, voire généreux. A moins que ce
ne soit qu’une question de partenaires : sur
ces quatre extraits de deux concerts donnés
au printemps 2016, on trouve auprès du clarinettiste
basse le guitariste Florian Stoffner et le batteur Paul Lovens.
L’approche tout en torsions de Stoffner –
dont le jeu évoque parfois celui d’un autre
Suisse, Stephan Wittwer – et les réactions expérimentées
de Lovens engagent donc Mahall: de phrases licencieuses
en notes tenues qui lentement dévissent, le clarinettiste tire le
trio à lui. Alors, au-delà des codes que tout le
monde connaît – voire maîtrise, aujourd’hui
– de l’exercice improvisé, Mahall, Stoffner
et Lovens se trouvent un endroit à eux. Ils y
amassent des propositions (cordes arrachées
ou harmoniques, cymbales qui éclatent ou
toms tonnant, courbes longues ou coups de
klaxon...) qui, une fois assemblées, forment
une musique – presque afro samba ou reptation
élaborée – épatante. [gb]
Wie ein Berg im Zimmer
Wenn der Zürcher E-Gitarrist Flo Stoffner auf seinem neuen Album «Norman» solo improvisiert, glaubt man, einem riesigen surrealen Orchester zu lauschen. Am Donnerstag spielt Stoffner in Zürich.
Mit dem Hauch von Widerborstigkeit: Flo Stoffner. Bild: Bild: Dieter Seeger
Von Christoph Merki04.06.2014
Man ist fast ein wenig erleichtert, als man vernimmt, dass Flo Stoffner in seinem Stück «Mother» nicht den Bezug zur eigenen Mutter schildert. Düster, sehr düster ist die Musik.«Mother» ist die Mutter von Norman, und dieser Norman nun ist der Hauptdarsteller in Alfred Hitchcocks «Psycho»: ein psychopathischer Mörder. «Norman, ich will diese Hure nicht im Haus haben», quengelt Florian Stoffner mit verstellter Stimme, er imitiert die Mutter Normans, die den jungen Mann einst von Frauen fernhielt und traumatisierte. Um diese Mutter aus dem Kopf von Hitchcock geht es Stoffner.
Wobei, auch um diese Mutter geht es ihm nicht eigentlich. Das Thema beschäftigt Stoffner nur insofern, als er und der deutsche Schlagzeuger Paul Lovens sich einst Dialogstellen aus «Psycho» witzelnd um die Ohren schlugen. «Das war ein Running Gag unter uns.» Und so merkt man, dass bei Stoffner das Düstere stets auch seine Entsprechung hat in Witz und Schalk.
Wie H&M-Shirts mit «Nirvana»
Jetzt lächelt der knapp 40-jährige, klein gewachsene Mann und blickt durch seine engen Schlitzaugen unterm kurzen Haar: «Also, es war nicht meine Absicht, ein möglichst düsteres Album zu machen! Aber ja, das Düstere ist halt schon eine Farbe, die mir musikalisch entgegenkommt.» Ein Hauch von Widerborstigkeit und Eigenständigkeit geht vom Zürcher aus, der kompromisslos an seinen Klängen feilt. Stoffner will sich nicht als Bizarrkünstler sehen, und er will eine «verständliche» Musik machen. Und doch buhlt er nicht ums breite Publikum und mag bei Kollegen nicht, wenn diese den Indie-Musiker mimen und dabei letztlich nur an PR denken: «Das ist, wie wenn man auf H&M-Shirts noch Nirvana draufschreibt.» Abgesehen davon, ist die Musik Stoffners zu unbeugsam, um den breiten Markt zu erobern.
Da sind nur eben schon die vielen düstern Noten: in «Mother» – und etwa auch im Titelstück «Norman» selbst, einer fast zehnminütigen Abfahrt ins Beklemmende. Ein lang anhaltender tiefer Klang aus vielen kleinen Tonpartikeln, und drüber stülpt Stoffner schrillste Schreddersounds. So klingt Schmerz.
Stoffner mag Metal. «Da schlägt ein Gitarrist gegen sein Brett, und es kommt etwas ungeheuer Massiges, Wuchtiges heraus. Das ist dann wie ein Berg im Zimmer.» Solche Berge im Zimmer kann Stoffner auf seiner Sologitarre auch selbst erzeugen. Überhaupt staunt man als Hörer, welch dichte Gebilde er auf seinem an sich kleinen Gerät erfindet. «Ich liebe auch vieles aus der klassischen Musik», erklärt er, meint damit nicht zuletzt das Dichte einer Orchester- oder Chormusik. Stoffner schätzt Wagners «Walküre» oder die Klangflächen-Kompositionen eines György Ligeti. Und so zaubert er auf seiner E-Gitarre fast sinfonisch anmutende surreale «Orchesterklänge» herbei, tut dies natürlich auch mit Effektgeräten, aber immer eins zu eins: Er mache das alles live und in «real time», sagt er.
Klangballungen und Gebirge
Diese «Orchesterklänge» oder dichten Soundscapes verbinden nun zweierlei, wie das Eröffnungsstück «Hurry-Curry» zeigt: Es geht einerseits um Zuständliches, Musik als ein waberndes Kontinuum ohne gerichtete Zeit. Doch dieses Zuständliche ist andererseits belebt durch ein inneres Geschehen, durch eine ständige Entwicklung. «Ich erfinde Stimmen, zyklische Muster», sagt Stoffner, «diese überlagern sich, und es entsteht Bewegung.»
Seine Überlagerungen sind oft ganz fein gearbeitet. Genauso wie er aus der E-Gitarre wüste Klangballungen herausschlägt oder mit ihr Gebirge türmt, genauso entlockt er ihr Filigranstes, und die Gitarre ist ihm so auch Werkzeug zu einer verrätselten Elektro-Poesie, zur hauchzarten Tondichtung. In «Swamp» kommt so keine akzentuierte Note vor. Eine fragile Industrial-Musik aus dezenten, fast lieblichen Schwelklängen.
Doch dann langt Stoffner wieder so richtig heavy zu. Ein Klopfen, ein Schlagen, ein Stampfen. In «Abu Markub» wird die E-Gitarre mal zum ratternden Maschinengewehr. Zum Skurrilinstrument wird sie im abgrundtief witzigen «Schabrackenfuchs»: Es ist, als würde Chuck Berry mit seinen überkommenen Gitarrenriffs durch den Fleischwolf gedreht. Ein verhäkselter Rock ’n’ Roll. Und hochoriginell.
Flo Stoffner: Norman (Veto Records).
Konzert im Rahmen des Unit-Festivals in der Zürcher Lebewohlfabrik morgen Donnerstag, 19.30 Uhr. www.lebewohlfabrik.ch (Tages-Anzeiger)
Erstellt: 04.06.2014, 08:34 Uhr